Zdjęcia Sławoja Dubiela, Piotra Szymona, Andrzeja Ślusarczyka oraz Ireneusza Zjeżdżałkiprzedstawiają najnowszą polską rzeczywistość. Zaprezentowani w Galerii Zderzak artyści w prosty sposób fotografują tematy ze swojego najbliższego sąsiedztwa. Choć każdy z nich posługuje się innym rodzajem sprzętu i w zupełnie inny sposób też „widzi” rejestrowane obiekty, tym, co ich łączy, jest czysto realistyczne i bezpretensjonalne podejście do tematu.
Położona w podmiejskiej dzielnicy Opola Cementownia „Groszowice” już nie istnieje. Na fotografiach Sławoja Dubiela możemy ją oglądać podczas przeprowadzanych prac rozbiórkowych. Betonowe i stalowe konstrukcje służące wcześniej do produkcji cementu, teraz częściowo już zdekompletowane i wyłączone z „ciągu technologicznego”, nabierają nieco absurdalnego charakteru. Dubiel zazwyczaj ustawia swoją wielkoformatową kamerę nisko, zaś dzięki przesuwaniu przedniego standardu z obiektywem (efekt shiftowania) podkreśla monumentalny charakter budowli w Groszowicach. Oczywiście, w jakiś sposób zdjęcia te nawiązują do industrialnej fotografii np. z czasów Republiki Weimarskiej. Jednak ponieważ fotografowany jest tutaj obiekt już nieczynny, w trakcie coraz bardziej zaawansowanej rozbiórki, jego kształt (zarejestrowany przez Dubiela) nie jest tak czysty, logiczny i bezwzględny, jak na zdjęciach entuzjastów industrializmu pierwszych dekad XX wieku, a przez to zyskuje bardziej… ludzki wymiar.
Podobno kopalnie w Wałbrzychu miały być już zamknięte w 1938 roku, ze względu na niską opłacalność eksploatacji cienkich i głęboko położonych pokładów węgla. Jednak zbliżająca się wojna, a następnie półwiecze praktycznego stosowania zasad ekonomii socjalistycznej sprawiły, że decyzja o ich likwidacji mocno przesunęła się w czasie. Zdjęcia Andrzeja Ślusarczyka przedstawiają przemysłowe obiekty zagłębia węglowego w Górach Szarych podczas ostatniej dekady ich funkcjonowania. Górnicze hałdy, kominy, stalowe konstrukcje kopalnianych wież wyciągowych i kłęby białej pary buchające z systemów chłodzenia koksowni, wtapiają się tutaj w typowy górski krajobraz. Mimo, że wprowadzenie przemysłu w takie miejsce, jak górskie doliny wokół Wałbrzycha było ewidentnym gwałtem na naturze, niemal wszystkie te industrialne instalacje obecne na zdjęciach Andrzeja Ślusarczyka wydają się być… integralną częścią lokalnego pejzażu. Dodatkowo, widoczna jest też tutaj niewielka w sumie skala wspomnianej ingerencji człowieka, zaś porównanie jej z niezbyt monumentalnym przecież krajobrazem Gór Szarych, nie wypada dla tych pierwszych zbyt korzystnie.
Zlokalizowany w podpoznańskiej Wrześni zakład przemysłowy o charakterystycznej dla minionych czasów nazwie „Stokbet” też już zapewne zniknął z powierzchni ziemi. Fotografując przez kilka lat rozbierane hale i budynki, Ireneusz Zjeżdżałka przygotował wystawę pod prostym się tytułem „Inwentaryzacja”. Na jego kwadratowych zdjęciach utylitarna architektura hal fabrycznych, projektowanych do bardzo konkretnych sposobów użytkowania, w sytuacji opróżnienia z wszelkich urządzeń, odsłania swój klaustrofobiczny charakter. Najwyraźniej, funkcjonalizm i symetria przemysłowych założeń ma sens tylko w „procesie produkcji”. Nieczynne czy też rozbierane halewrześnieńskiej fabryki na fotografiach Zjeżdżałki niepokoją swoim pustym wnętrzem. Ale artysty nie interesują wyłącznie industriale. Równie często fotografuje on tematykę miejską, choć nie da się ukryć, że wybiera raczej kadry sugerujące „przestrzenie bez wyjścia” i „sytuacje zamknięcia”, co dość dobrze dokumentuje losy pewnego (ciągle żywego) pomysłu na miasto i miejsca w nim człowieka.
Przejazd pociągiem przez Górny Śląsk może być bardzo mocnym doświadczeniem. Szczególnie na odcinku między stacjami Mysłowice i Zabrze Główny, kiedy co chwilę wagony wjeżdżają w centralne dzielnice miast lub na tereny hut i kopalń. Mieszkający w Katowicach Piotr Szymon, wielokrotnie przemierzył wspomnianą trasę ze swoją małoobrazkową lustrzanką. Na jego zdjęciach, wykonywanych w pełnym biegu pociągu, przemykają archaiczne budynki mieszkalne oraz fabryczne hale z czasów intensywnej industrializacji. Realizowany w ten sposób projekt niemal automatycznie nabiera cech nośnej metafory. Niepowtarzalna zabudowa Śląskiej konurbacji w ciągu ostatnich kilku lat ulega procesowi gwałtownej destrukcji. Utrwalone na fotograficznej kliszy miejskie lub przemysłowe krajobrazy Górnego Śląska przemijają równie szybko, jak obrazy obserwowane w oknie pędzącego pociągu.
Hiperrealistyczne zainteresowanie konkretem w równej mierze chyba wynika z troski i niepokoju nad nietrwałością materii, co z fascynacji jej kształtem. Hiperrealizm unikał posługiwania się symboliką typową dla europejskich sztuk wizualnych, pozwalając „przemawiać” przedmiotom namalowanym z fotograficzną dokładnością. Sam gest zapisu, akt rejestracji, w jakiś sposób staje się najważniejszą metaforą tych obrazów, oczywiście jeżeli czujemy nieodpartą potrzebę tropienia w malarstwie wyłącznie treści symbolicznych. Nazywając przygotowaną przez mnie wystawę „Fotorealizmem”, całkiem świadomie nawiązuję do malarskiego hiperrealizmu, jednocześnie zdając sobie sprawę, że taki kierunek z małym prawdopodobieństwem miałby szansę pojawić się jeszcze w Polsce. Zresztą w sytuacji technicznej możliwości wykonywania fotograficznych odbitek o rozmiarach kilku metrów, być może takie malarstwo byłoby już zupełnie bez sensu. Ale przecież nie o techniczne aspekty idzie tutaj, co o sam sposób widzenia tematu. Malarski hiperrealizm sprzed prawie 40 lat otworzył nam oczy na miejską i industrialną rzeczywistość. Wybrani przez mnie autorzy obdarzeni są tą samą właściwością intensywnego widzenia fotografowanych tematów, które z pewnością dla wielu ludzi w naszym kraju nadal pozostaną brzydkie lub wstydliwe.
Wojciech Wilczyk
FOTOREALIZM
/fragment tekstu kuratora wystawy/
KATALOG:
PRACE:















