Hanne Darboven, która studiowała właśnie malarstwo w prowincjonalnej hamburskiej Hochschule fürBildende Künstle, przerwała studia i wyjechała do Nowego Jorku. Był rok 1966. Od razu znalazła się w centrum wydarzeń: modularność, repetycja, permutacja, regularna siatka, symetryczne odwzorowania, progresja, serialność… Wkrótce wpadła na swój własny pomysł. Gdy po dwóch latach wracała do Hamburga, była u progu świetnej kariery. Dziś uważana jest za najwybitniejszą konceptualistkę w Niemczech. […]
Darboven pracuje niczym średniowieczny skryba. Codziennie, metodycznie, starannym odręcznym pismem zapełnia kartkę po kartce. Strony, jednakowo oprawione, powieszone w równych rzędach – czasami uzupełnione o jakieś zdjęcie, artykuł z gazety, pocztówkę czy przedmiot – zapełniają całe ściany muzeów. „Mam czyste sumienie – twierdzi artystka – zapisałam moje tysiące kawałków papieru w duchu tej odpowiedzialności: praca, sumienność, uczciwość, dokładne wykonanie obowiązku. Jestem nie gorszym robotnikiem niż ten, kto łupie kamienie na budowę drogi.”
O czym pisze Hanne Darboven? To źle postawione pytanie. „Posługuję się pismem, ale nie piszę niczego” – wyjaśnia artystka. Używa liczb. Zapisuje je w formie cyfr albo słów. „Są tak stanowcze, określone, sztuczne… Jedyna rzecz, jaką kiedykolwiek stworzono – to liczba”- mówi. Liczba – czysty produkt umysłu – jest podstawą pozornie prostego systemu numerycznych notacji, który Darbovenstworzyła na użytek swoich prac. Nazwała go „matematyczną literaturą”. Punktem wyjścia mogą być na przykład kalendarzowe daty: przepisywane w określonym porządku, przekształcane w sumy poszczególnych cyfr, zapisywane według specyficznego systemu następstw, odwróceń i powtórzeń – tworzą numeryczne serie albo siatkę cyfr, która może dalej się rozwijać. Tą metodą Darboven przekształciła „Jedno stulecie w jeden rok” (1971), zapisując ręcznie 365 tomów po 100 stron każdy, „przepisała” 500 stron Odysei, „odliczyła” 150 kolejnych rocznic Śmierci Goethego. Kalendarz, historia czy literatura są tu jednak tylko pretekstem; właściwym tematem jest czas. Istotny jest sam proces zapisywania.
Hanne Darboven notuje upływ czasu. Na kartach jej prac czas jest przechowywany w pisaniu, jak w relikwiarzu. Racjonalny, obiektywny charakter liczb łączy się tu nieoczekiwanie z podejściem romantycznym, egzystencjalnym: artystka, stawiając szeregi cyfr, zapisuje „swój” własny czas – ten, którego doświadcza w akcie pisania. Niekiedy całkiem rezygnuje ze znaków, pozostawiając tylko falisty dukt pióra: notuje ruch wywołany samym pisaniem. To czysta medytacja, wyrażona w rysunku.
Jeśli zamiast liczb na kartach prac Darboven spotkamy nuty, to znaczy, że zamiast „matematycznej literatury” mamy przed sobą „matematyczną muzykę”. Darboven zaczynała jako pianistka wykonująca utwory klasyczne. Z końcem lat 70 wpadła na pomysł systemu, który pozwala przetwarzać numery na nuty: każdej cyfrze przypisała określoną wysokość dźwięku, liczby dwucyfrowe tłumaczy jako interwały. Tą metodą pisze własną muzykę – symfonie, kwartety smyczkowe, requiem – o barokowej logice i regularności. Miasto Hamburg, gdzie mieszka od lat, jej 60-te urodziny uczciło niecodziennym koncertem: Darboven + Bach. Muzyka organowa.
Geigensolo – „Skrzypce solowe” to jedna z trzech pokazywanych w Krakowie prac związanych z muzyką. Miniaturowy instrument w otwartym futerale, obok pocztówka z napisem „Polis: Burg, BergStaat” – i oprawiona partytura. Koncert na skrzypce solo trwa niewiele ponad 20 minut. Darbovennapisała go według wszelkich reguł „matematycznej muzyki”. A jednak układ dźwięków, podobnie jak kolejność dat w kalendarzu, jest tu zaledwie pretekstem: tematem pozostaje czas. Claude Levi-Strauss, guru myślenia systemowego, powiedział: „Muzyka – tak jak mit – to maszyna do poskramiana czasu „.
MT