Galeria Zderzak, Floriańska 3
9 kwietnia – 31 maja 2008
z Jerzym Kałuckim rozmawia Marta Tarabuła
/marzec 2008, fragment/
MT: Znalazłam bardzo ładne twoje zdanie, które byłoby dobre jako motto tej wystawy: „Jestem bowiem poszukiwaczem kamienia filozoficznego, a ten przecież powinien być rzeczą prostą, a jednocześnie pełną magicznej mocy, jak zaklęcie”.
Znalazłeś ten kamień, czy dalej szukasz?
JK: Nie, nie znalazłem. I to, co powiedziałem, co zacytowałem wiele lat temu, było jeszcze ożywione takim duchem idealizmu, który teraz, z perspektywy, muszę trochę wziąć w nawias. Oczywiście to, co myślałem dając to sformułowanie, istnieje nadal, dla każdego artysty chyba, a jest to tęsknota za prawdą, za probierzem prawdy, jakim może być malarstwo, czy sztuka w ogóle. I na ile to się daje realizować, na ile nie, to już jest inna sprawa. Oczywiście zależy to od potencjału twórczego artysty. Niektórzy to osiągają, ale istotą w tym byłoby przekonanie, że poza relacją bezpośrednią o świecie rzeczywistym, zadaniem sztuki jest przekazanie odczucia tego, co znajduje się ponad tym światem codziennym, który nas otacza. Tęsknota, czy potrzeba, czy usiłowanie dotarcia do tej sfery ożywia działanie artystów od dawna. Niezależenie od epok, od serwitutów, które ciążyły na sztuce, która była zobowiązana obsługiwać potrzeby ideowe, czy to religijne władców dworów, to niezależnie od tego wszystkiego wybitni malarze osiągali to przeniesienie w tę idealną sferę, o której myślałem, mówiąc o kamieniu filozoficznym.
MT: Pamiętam, jak Modzelewski kiedyś mi powiedział, że przyczyną jego malarstwa jest w gruncie rzeczy tęsknota. Czy ta tęsknota jest rzeczywiście takim wspólnym wam wszystkim uczuciem? Czy to się bierze z tęsknoty, czy też jest jakiś inny powód? Jaki jest powód?
JK: To jest ładne określenie i chyba zgodziłbym się z nim. Z tym, że jest to szczególny rodzaj tęsknoty, który bym nazwał częściowo pragnieniem. Pragnieniem za czymś więcej, niż świat przekazywany nam bezpośrednio za pomocą naszych zmysłów. Tutaj widzę zagrożenia dla sztuki w obecnych czasach, ponieważ zdaje się dominować dążenie do maksymalnego wyeksponowania, do zanurzenia się w doraźności, tej codziennej. Natomiast sztuka jak gdyby uchyla się od zdania sprawozdania z tej właśnie tęsknoty. Oczywiście nie można tego generalizować, to są poszczególne sytuacje, ale na taki niekorzystny obraz niewątpliwy wpływ ma przemożne działanie kultury masowej i rynku sztuki, które są zainteresowane doraźnością w jak największym wymiarze.
MT: Jest takie powiedzenie, które ciąży nad sztuką ostatniego dziesięciolecia: „What you see is what you get”, czyli dostajesz tylko to, co widzisz , co jest na wierzchu. Tymczasem zawsze mi się wydawało, że jest odwrotnie. To znaczy tyle masz z obrazu, ile w nim zobaczysz, czyli tyle ile jest w tobie. Czy da się temu przeciwstawić? Czy też twoim zdaniem sztuka będzie dążyć do coraz bardziej banalnych obszarów, banalnych sytuacji i utraci tę istotę, którą jest dążenie do pokazania czegoś więcej, innego świata, dotarcia do tego, o czym mówiłeś?
JK: Nie, nie utraci. Trzeba zwrócić uwagę na ten mechanizm percepcji sztuki. Tyle bierzemy ze sztuki, ile jesteśmy w stanie wziąć, nie ile widzimy. Jaka jest pojemność naszej wrażliwości, bagaż naszego doświadczenia życiowego. I jest naturalne, że grupa osób zainteresowanych sztuką na poziomie głębszym właśnie tych ludzi, którzy są wyposażeni w ową tęsknotę, o której mówiliśmy, ta grupa jest zawsze mniejsza statystycznie. I ta sytuacja prędko się nie zmieni. Zawsze większość ludzi będzie nastawionych na posiadanie przedmiotów użytecznych w życiu. Natomiast sztuka zawsze zakładała pewną nieprzydatność. Poświęcenie się sztuce zawsze uchodziło za wybór życiowy niepraktyczny, idealistyczny. I tak chyba będzie. I nie zmieni tego fakt, że będą artyści wybitni i zyskujący wielką renomę i dochód finansowy. Ponieważ tutaj nie ma sprzeczności. Ważne jest to, co jest celem głównym artysty. Jeżeli jego celem jest spełnienie tej tęsknoty, dotarcie do sfery pozarealnej, poza codzienną rzeczywistością, to jeżeli uda mu się przy tej okazji osiągnąć sukces materialny, to niczemu nie szkodzi. Chociaż może się zdarzyć, że ten sukces położy kres jego potencji artystycznej, że go po prostu zniszczy. Natomiast artyści, którzy zakładają pierwszeństwo sukcesu finansowego, czyli jak mówi młodzież, pójdą na komercję, to mają niewielkie szanse, żeby osiągnąć tę tajemniczą, mistyczną sferę szczęśliwości.