z rozmowy Anny Bujnowskiej z Krzysztofem Zielińskim:
– Już prawie trzy lata fotografujesz swoje rodzinne miasto Wąbrzeźno. Zdjęcia składają się na cykl, który zatytułowałeś „Hometown”. Jak powstała idea tego projektu?
– Początek nie był ani planowany, ani spontaniczny, był to po prostu przypadek. Chciałem zrobić kilka zdjęć do książki, jaką przygotowywałem dla moich rodziców i siostry. Miał to być album z różnymi zdjęciami o naszym domu i rodzinie. Akurat byłem w Wąbrzeźnie na Boże Narodzenie, a był to koniec 1999 roku. Panowało podsycane mediami napięte oczekiwanie na rok 2000. W nowy rok wstałem o 8 rano i z czystej ciekawości poszedłem obejrzeć jak wygląda świat w roku 2000. Powstało wtedy kilka przypadkowych zdjęć (nie myślałem nad tym, co fotografuję, nawet się zbytnio nie przyglądałem, po prostu chciałem mieć kilka zdjęć z tego dnia). Kiedy je zobaczyłem, doznałem swoistego szoku. Na tych zdjęciach były miejsca, które znałem od zawsze, jednak nie wyglądały tak, jak mi się wydawało, że wyglądają. Były inne, były brudne i brzydkie. To mnie zabolało i to był powód do kontynuacji. Z czasem zacząłem dostrzegać więcej aspektów mojego przedsięwzięcia, ale to przyszło po jakimś czasie.
Druga część cyklu „Hometown” z roku 2002 – fotografie eksponowane obecnie w Galerii Zderzak – przynosi istotne zmiany, widoczne chociażby w kolorystyce. Tonacja jaśnieje, delikatnieje i ulega ochłodzeniu. Dominują srebrzyste szarości, biele, róże, pistacjowe zielenie i złamane błękity. Z kolei kolory elementów uzupełniających (takich jak napisy, szyldy, budki, bramy, rynny itp.) stają się intensywne, wręcz ostre. Pojawia się więc cała gama zarówno zdecydowanych, jak i niezwykle subtelnych, pastelowych zestawień barwnych.
Zmieniają się również sposoby kadrowania: na wielu zdjęciach bohaterem jest jeden tylko motyw, np. wypełniający cały kadr fragment muru lub budynku wraz z towarzyszącymi im „naroślami” w formie napisów, otworów, tabliczek itp. Kompozycje są bardziej płaskie, zabudowane, często tylko jedno lub dwuplanowe. Zauważalne stają się rozmaite znaki: drogowe, loga reklamowe, różnego rodzaju napisy. Tym samym wzrasta rola szczegółów – nie tylko w rozbijaniu i punktowaniu płaszczyzny zdjęć, ale i w kreowaniu warstwy narracyjnej, czasem nawet nieco anegdotycznej. Duże znaczenie ma w tej kwestii element pisma, a także pojawiające się tu i ówdzie pojedyncze sylwetki ludzi.
W sposobie fotografowania Krzysztofa Zielińskiego widoczna jest łagodna geometryzacja przestrzeni. Nawet w pozornie banalnych przedstawieniach grają przemyślane, wyważone podziały, wyraźnie zarysowane przez piony, poziomy, skosy i wydzielane przez nie płaszczyzny. Wizualną dramaturgię obrazów budują raczej wykadrowaneukłady form i stonowane lub zaskakujące zestawienia kolorów, a nie wydarzenia czy potocznie przyjęte znaczenia przedmiotów. Te ostatnie mają swój własny wątek w całej historii. Takie motywy jak „mały Fiat”, kraty w witrynach sklepowych, czy charakterystyczne szyldy na budynkach powoli zaczynają być już czymś schyłkowym w dużych Ośrodkach miejskich. Stają się więc jakby nostalgicznymi symbolami małego miasta i czasów bez McDonaldsów, bilbordów i innych elementów tzw. „Świata zachodniego”. W cyklu, „Hometown” nie ma tego wszystkiego, co zalało Polskę wraz z nowym ustrojem. Jeśli już jednak jakiś zwiastun tej nowej „kultury” się pojawia, to w swym charakterze wydaje się być nieprzystosowany do otoczenia. Tak jakby w tym mieście już lub jeszcze nie było na to miejsca. Krzysztof Zieliński balansuje na granicy pomiędzy obiektywnym rejestrowaniem, a już komentowaniem swoich przedstawień. Jego komentarz jest jednak drugoplanowy, nieprzegadany i nieoczywisty.
z tekstu Anny Bujnowskiej do katalogu wystawy „Hometown”
KATALOG:
PRACE:





